czwartek, 27 grudnia 2012

W normie

Poświąteczny poranek, pobudka o świcie, lekarz, badania krwi, wyniki i... MORFOLOGIA W NORMIE. Tzn. odpowiednia liczba białych krwinek, w tym neutrofili, a hemoglobina też na swoim miejscu. Cudowne uczucie. Następna wizyta u lekarza w marcu - po skierowanie na badanie PET.
- Do tego czasu proszę nie zwariować - powiedział lekarz.
Tja, łatwo mówić...

Postanowiłam jednak, że nie będę sobie macać obwodowych węzłów chłonnych pięć razy dziennie - raz na dwa dni wystarczy. Nie będę robić alarmu, jak mnie zaswędzi skóra - wszak jest przesuszona i ma prawo swędzieć (świąd skóry to jeden z objawów zz). A jak schudnę, to nie będę panikować, że to od choroby (niektórzy chudną), tylko będę się cieszyć, że jest mnie mniej ;-) Amen amen amenT.

Z ogromnej radości, jaką są dobre parametry morfologii (głównie białe krwinki -> odporność), pobiegłam odwiedzić centrum handlowe pierwszy raz od pół roku!!! Oj, prędko tam nie wrócę. Jak łatwo zapomnieć, że zakupy są straszne. Kiedy ich nie można robić, wydają się czymś wymarzonym.


A poza tym, życie jest piękne! :)

niedziela, 23 grudnia 2012

czwartek, 20 grudnia 2012

Przed ostatnim razem

Jutro będę miała ostatnie naświetlanie. Piętnaste. Po południu pakowanie i wreszcie do domu. To niesamowite, jak można pokochać swoje niedoskonałe mieszkanie po kilku tygodniach przebywania w obskurnym hotelu :-)

Tarnów jest przepięknym miastem. Szkoda, że nie było sprzyjających warunków do zwiedzania - zima i niska odporność nie sprzyjały wypadom. Mam jednak plany, aby wrócić tu na wiosnę w celach turystycznych i pod przewodnictwem Beaty (przyjaciółki jeszcze z czasów studenckich) nadrobić wszelkie zaległości. Już teraz wiem, gdzie jest pomnik Łokietka i co król miał wspólnego z tym miastem. Ponadto powinnam dostać zniżkę za regularne spożywanie deserów w kawiarni Tatrzańska. Dziś Beata odkryła przede mną drożdżówki z piekarni Targowa. Na pewno tu wrócę!

A oto mój codzienny widok z kuchennego okna - wystarczy podnieść głowę znad laptopa i mam szpital niemal na wyciągnięcie ręki


Parking nie zachwyca, ale czasami bywa zaskakujący, tak jak na zdjęciu poniżej, gdzie po wyjściu z hotelu moim oczom ukazało się słońce poboczne. To ten tęczowy element tuż przy lewej latarni.


środa, 5 grudnia 2012

Na falach radiowych

Tutaj nie mam imienia i nazwiska. Mam numerek. Nazywam się 1274. Trudno się przyzwyczaić, ale cóż - nie mam wyjścia. Nie mam też siły nawet rozmyślać o odhumanizowaniu pacjentów, którzy stają się tylko numerkiem wpisywanym do systemu. Z drugiej strony - biorąc pod uwagę moje podwójne skomplikowane nazwisko, może to i lepiej. I lepiej też nie angażować zbytnio umysłu i wkręcać w numerologię ideologi.

Na bieżąco robię zdjęcia, zadaję pytania, obserwuję urządzenie, które mnie napromieniowuje. Będę raportować, tylko na razie nie mam czasu/sił. Jestem dopiero po trzech naświetlaniach, a już jestem słaba, dużo śpię. Po ostatnim Neupogenie boli mnie kręgosłup w części lędźwiowej i biodrach/miednicy. Wkurza mnie to okropnie, mam wrażenie, jakbym miała zardzewiałe kości. Mam nadzieje, że to przejdzie.

Hm, to miał być krótki wpis, ale widzę, że zbiera mi się na marudzenie. Zatem kończę przytaczając rewelacyjną definicję naświetlań, którą podała moja szefowa. Radioterapia to słuchanie radia :)
I od razu lepiej :)

PS. Mamo, przypominam - zmierz długość przewodu do piekarnika! ;-)