piątek, 19 października 2012

Brak odporności, lodówka i tchórz

Co ma lodówka do odporności? Bardzo dużo. Ale zacznę od początku.

Planów było wiele - przede wszystkim zakupy. Bo jak się przez prawie pół roku nic nie kupuje, to nagle przydałoby się wszystko na raz, a szczególnie ciuchy i buty. Wypisałam sobie wczoraj wieczorem listę sklepów, do których miałam dzisiaj zajrzeć - w kolejności uwzględniającej logistykę przemieszczania się po Krakowie. Dalsze plany dotyczyły soboty - okna są brudne, widziałam już siebie jutro skaczącą i je pucującą. W niedzielę miał być spacer śladami bobra, którego pośrednią bytność nad rzeką Dłubnią (świeżo obżarte drzewa) wczoraj naocznie ustaliłam z małżem. A poniedziałek - wyjazd do mamy na kilka dni.

Potrzebny był tylko jeden mały drobiazg - dobre wyniki krwi, a dokładniej - miła dla oka liczba leukocytów, czyli co najmniej 4 jednostki, a i neutrofili też by się przydało adekwatnie do potrzeb.
Niestety neutrofile prawie wcale nie raczyły się pojawić w rozmazie (0,01), a leukocytów było całe 0,1 (norma od ok. 4). Wniosek - mój system odpornościowy na tę chwilę nie istnieje i mam bagatela - agranulocytozę. Więc nie będzie dzisiaj zakupów, jutro mycia okien, w niedzielę spaceru nad wodą, a w poniedziałek zamiast do mamy, to idę na kolejną morfologię. Liczę, że do tego czasu wyniki będą lepsze, a mnie ominą wszelkie bakterie. I tu dochodzimy do lodówki.

(PS. Hemoglobina 8,4 - bywało gorzej, płytki - 25 tys., norma od 150...)

Co jest w lodówce przeciętnego człowieka poza światłem? Pewnie można znaleźć różne rzeczy poza spożywczymi, koleżanka przechowuje lakier do paznokci, małż do niedawna jeszcze klisze fotograficzne. Jednak dzisiaj mojej lodówki nie powstydziłaby się apteka. Oto co mamy na górnej półce...


Hehehe, dopiero teraz widzę, że mamy spory zapas margaryny :) Jednak chodzi mi o opakowania po prawej stronie. Przyjrzymy się im lepiej.


To zastrzyki Neupogen, tzw. czynnik wzrostu białych krwinek. Wstrzykuje się je podskórnie (czyli w wałek na brzuchu). Dostaję je po każdym eskalowanym BEACOPPie, do dzisiaj po ostatniej chemii zużyłam pięć, ale jak widać - jeszcze nie zadziałały. Przez weekend mam przyjmować dwa razy dziennie, czyli podobnie jak podczas mobilizacji komórek macierzystych.
Parę dni temu natrafiłam w szafce na pudełko ze zużytymi zastrzykami. Nie chcemy ich wrzucać do zwykłego śmietnika, tylko jak się uzbierają wszystkie - do specjalnego w szpitalu. I muszę przyznać, że ilość zużytych strzykawek zrobiła na mnie wrażenie.


Może to nie wygląda na zdjęciu tak, jak w rzeczywistości, ale jest tego sporo.
Dzisiaj myślałam, że dam sobie pierwszy raz sama zastrzyk - pod czujnym okiem męża. Jednak stchórzyłam. W ostatnim momencie poprosiłam o pomoc. Kolejna próba wieczorem, a jutro bez względu na wszystko zrobię to sama, bo mąż pracuje. To nic trudnego, ale problemem jest dla mnie wbicie sobie igły. Nie jest ona przecież taka długa, prawda?


Hmmm, dam radę, dam radę, dam radę!
A zarazki niech spadają.
Drogi blogu, do poniedziałku! :)

16 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Nechebet, cieszę się, że tak uważasz ;-)
      Kurde, taki mały zastrzyk, a ja się go boję :-/

      Usuń
    2. Rodzyneczko kochana, co to dla Ciebie taka igiełka? Toż to cienkie jak włos jest!
      A neche... hmm... ona wie co mówi.

      Usuń
  2. a gdzie o rozmrożeniu warzyw co????

    oozdrawiam
    Ewelina

    OdpowiedzUsuń
  3. Żeby było bliżej i żebym sterylna była, to bym Ci zrobiła ten zastrzyk. Przełamałam się jakiś czas temu i robiłam babci. No ale nie sobie...Trzymam kciuki, żeby było w miarę znośnie.

    Beata.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kasiu a nie ma kogos jeszcze w poblizu kogo moglabys o to poprosic?
    Jak trzeba bedzie samemu to zrobisz na pewno ale jak nie chcesz to moze warto zapytac.
    Buziaki

    Azja

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziewczyny, wczoraj oczywiście nie dałam rady - na szczęście coś mi się pochrzaniło i mąż jednak był w domu w nocy. Teraz go nie ma i ok. południa stanę sam na sam z tym zastrzykiem. Wiem, że to proste, do zrobienia i w ogóle, ale jak widzę tę igłę i mam ją wbić w brzuch, to.... Jestem nienormalna.
    Nechebet, weź no mnie ochrzań...

    OdpowiedzUsuń
  6. I jak? Dalas rade? Takie to straszne?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to mnie rozczarowałaś na maksa... Ja mam za sobą prawie 9 miesięcy codziennych zastrzyków i to jest NAPRAWDĘ PIKUŚ!!! Będą baty ;)

      Usuń
    2. Ech. Teraz tylko powinnam dostać zakażenia od tego, że pominęłam jeden zastrzyk. Masakra, brak mi słów do siebie. Nie potrafię tego wyjaśnić. Pół dnia siedzę i wyję. Jestem nienormalna.

      Usuń
  7. No to już, kurcze - fałdka, wbijasz, tłoczysz, puszczasz fałdkę, wyciągasz igłę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma mowy. Mąż zaraz wróci z pracy i zrobi. Najgorsze jest to, że tu chodzi o życie, a ja dałam dupy.

      Usuń
    2. Rodzynka ale musisz. I to serio mówię. Mąż nie zawsze będzie z tobą w porze zastrzyku (z resztą patrz wyżej). Dlatego ja robiłam sama od pierwszego zastrzyku. Nawet przy kryzysach, kiedy kułam się kilkanaście razy nie mogąc wbić igły do końca i wyłam ze złości, że już nie dam rady, nie pozwoliłam W wyręczyć się. U mnie też chodzi o życie - tyle, że nie moje... może to łatwiej...

      Usuń
  8. Kasia kurcze jak mus to mus .. posluchalas porad nechebet ? i co?

    OdpowiedzUsuń
  9. 34 year old Community Outreach Specialist Cami Dilger, hailing from Burlington enjoys watching movies like "Moment to Remember, A (Nae meorisokui jiwoogae)" and Baseball. Took a trip to St Mary's Cathedral and St Michael's Church at Hildesheim and drives a Prelude. odwiedz strone

    OdpowiedzUsuń