wtorek, 3 lipca 2012

King Rosół I


Jednak chemia zmienia mózg. U mnie na tym etapie się to przejawia w nagłej, niespodziewanej, niezwykle silnej miłości do rosołu. Gdyby mi ktoś powiedział dwa miesiące temu, że uraczę rosół swoim łaskawszym spojrzeniem, stuknęłabym się w czoło. Bo należałam do osób, które wyjątkowo nie znosiły "brudnej wody z kury". A teraz - od soboty codziennie gotuję wielki gar rosołu - taki jak na zdjęciu. I jemy go cały dzień - od obiadu do kolacji, czasami w wersji z przecierem pomidorowym. I z makaronem, kluseczkami lanymi lub w kubeczku bez dodatków. Hahaha, jest tyle możliwości! I nieważne, że za oknem 35 stopni, że skraplam się nad miską z ciepłą zupą. Rosół być musi :-)

5 komentarzy:

  1. bo dobry rosół nie jest zły :D
    z

    OdpowiedzUsuń
  2. Rosół dodaje sił. Dawniej nawet nim "leczono". Ja tam od czasu do czasu robię - np. na skrzydle z indyka z dużą ilością włoszczyzny. A za oknem rośnie mi lubczyk - do rosołu niezastapiony.

    OdpowiedzUsuń
  3. oooo, taki rosołek z kluskami lanymi..hmmm moze na kolacje :):)
    norra

    OdpowiedzUsuń
  4. Rosół to lekarstwo, to jasna sprawa.
    Inne lekarstwo, to czekolada ;)
    Inula

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja też mam rosołek- no i mój na pewno jest lepszy...a Tobie słoneczko już dawno próbowałam wbić do głowy, że rosołek jest THE BEST:)kaszka...dawno tego nie robiłam ale co mi tam ...kocham ciem i jestem z Ciebie bardzo dumna :).....hehhe...to ja-PIERNICZYCA

    OdpowiedzUsuń