środa, 29 sierpnia 2012

ESHAP

Przede mną kolejna hardcorowa chemia - tym razem już nie eskalowany BEACOPP, którego miałam przyjemność (wątpliwą) doświadczyć trzy razy. Teraz czeka mnie tzw. ESHAP, który jest podawany przez pięć dni wlewem przez wkłucie centralne po 24 godziny na dobę przy pomocy pompy.
Tak mało w polskim internecie informacji na jego temat - znajdują się one głównie na forach, do których jestem nastawiona dosyć sceptycznie, jeśli idzie o wiarygodność, bo widzę, jakie czasami bzdury są przekazywane i niedementowane przez nikogo. Tak więc w poszukiwaniach dotarłam do strony chyba najbardziej znanej brytyjskiej fundacji Cancer Research UK.

W skład ESHAP wchodzą:
* etoposide
* methylprednisolone,
* cytarabine
* cisplatin 

I tak - etopozyd - świetnie mi znany składnik eskalowanego BEACOPPa - przez trzy dni przyjmowałam po 1040 ml tego ustrojstwa. Ważne było, aby kroplówka zeszła w max godzinę - wtedy jest najmniej toksyczny. Dodatkowo etopozyd dostawałam tzw. ósmego dnia w ambulatorium.
Methylprednisolone, czyli metyloprednizolon, a jeszcze bliżej - steryd Metypred, który można na receptę kupić w aptece. Nigdzie nie znalazłam informacji, ile tego się dostaje. Z rozmowy z lekarzem zrozumiałam, że przez pierwsze cztery dni jest to jeden gram (GRAM!) dziennie, a piątego dnia już się go nie dostaje i stąd pacjenci padają wtedy na pyski (dosłownie). Heh, skąd ja znam skutki odstawienia sterydów! Przy BEACOPPie przez dwa tygodnie zażywałam 60 mg Encortonu, a potem było odstawienie na tydzień. I przez ten tydzień działy się cuda. Zauważyłam, że im dalej, tym gorzej - teraz po trzecim cyklu przez kilka dni utrzymywała się np. wysoka temperatura, choć mogły mieć też na nią wpływ zastrzyki na białe krwinki (Neupogen). Jakkolwiek nie wyobrażam sobie zażywać jednego grama metyloprednizolonu, a następnie go ot tak odstawić... Moja wyobraźnia lada moment zostanie poszerzona o to doświadczenie. I znowu będę ekstremalnie głodna, a  moja twarz osiągnie kształt idealny, czyli kuli w ramach charakterystycznego dla przyjmowania sterydów skutku ubocznego - tzw. zespołu Cushinga. Jakbym i bez tego nie miała nadwagi, ech.
Kolejny składnik to cytarabina, znana jako arabinozyd cytozyny. Opisy działania niewiele mi mówią. Wszędzie jednak jest napisane, że powoduje silne wymioty. No tak, w połączeniu z etopozydem, który też generuje mdłości, to mieszanka wybuchowa. Z rozmów z pacjentami po ESHAPie wiem, że żadne leki przeciwwymiotne nie pomagają. Hmmmm, na samą myśl już jest mi niedobrze...

Ostatni składnik - cisplatyna. Hmmm, jeśli przed chwilą pisałam, że cytarabina nasila wymioty, to cisplatyna nasila je najbardziej ze wszystkich cytostatyków. Będzie się działo...
To może się wydawać śmieszne, że w perspektywie nowotworu martwię się o to, czy będzie mnie mdliło, czy nie. Ale sam szpital bez chemii generuje mdłości. Teraz kiedy siedzę jeszcze w domu, sama myśl o zapachu szpitalnego chleba (obiektywnie bardzo ładnie pachnie) sprawia, że muszę głęboko oddychać, bo czuję się niepewnie na żołądku. Nie potrafię tego wytłumaczyć.

Mam nadzieję, że zniosę sprawnie tę chemię. Widziałam pacjentów po ESHAPie i za każdym razem widok był przerażający - starsza pani, która padła (dosłownie) piątego dnia i w ogóle nie reagowała na świat zewnętrzny. Chłopak, który zamiast tygodnia spędził w klinice miesiąc, bo "poszło" mu na serce. Sylwia, która była tak osłabiona, że przez kolejny tydzień nie ruszyła się z łóżka...
Pierwsze dwa BEACOPPy przyzwyczaiły mnie do tego, że jest ok, czułam się w miarę normalnie. Po trzecim gorzej, głównie za sprawą anemii. Teraz mam wrażenie, że wszystko mnie pooblewa - kręgosłup, wątroba, coś po lewej stronie brzucha i z boku. Gdzie się nie pomacam, tam coś dolega ;) Chciałabym być na tyle zdrowa, aby wziąć tę chemię bez powikłań. A potem PET, który ma pokazać, że nowotwór sobie poszedł. W międzyczasie jeszcze pobranie komórek do przeszczepu szpiku kostnego - ale o tym innym razem, jak tylko zorientuję się, na czym to polega. Tymczasem idę się pakować, bo w szpitalu mam się stawić jutro (29 sierpnia) z samego rana. Trzymajcie kciuki :)


12 komentarzy:

  1. Kasia, trzymam kciuki...
    a.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kasiu najmocniej jak moge zaciskam kciuki...

    OdpowiedzUsuń
  3. KAsia każdy dzień przybliża Cię do zwycięstwa . Wiadomo przed samą metą najtrudniej wiec zaciskam mocno kciuki monia 1

    OdpowiedzUsuń
  4. Trzymam. Mocno trzymam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Kasia - ja też mooooooocno zaciskam kciuki!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Twarda jesteś psychicznie, przynajmniej takie sprawiasz wrażenie :) Trzymaj się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nastawiam się pozytywnie, pisanie o tym mnie dystansuje i też jest dla mnie dobre na nieuleganie stanom depresyjnym. Co bedzie dalej - tego nie wiem. To zależy od postępów leczenia. Boje się, że jak będą nieefektywne, to z ta twardością może być różnie. Ale na razie rokowania są dobre! AmenT

      Usuń
  7. Dziękuję wszystkim :)
    Zaczyna się trzeci dzień. Na razie jest znośnie, mdłości lekkie. Oby nie było gorzej :)

    OdpowiedzUsuń
  8. A jak dzień czwarty mija?
    a.

    OdpowiedzUsuń
  9. Kaśka, wiem, ze dasz radę, bo w końcu kto jak nie TY :* mocno zaciskam za dobre przyswojenie chemii :* [Gizelka]

    OdpowiedzUsuń
  10. Kasieńko myślę o Tobie :*

    OdpowiedzUsuń
  11. 24 year old Speech Pathologist Thomasina Kesey, hailing from Cowansville enjoys watching movies like Demons 2 (Dèmoni 2... l'incubo ritorna) and Gunsmithing. Took a trip to Old Towns of Djenné and drives a 600SEC. jej odpowiedz

    OdpowiedzUsuń