Na froncie mojej walki z chorobą. Choć nie wiem, czy batalistyczna metaforyka tutaj pasuje. Ostatnio szukam pozytywnych stron choroby i im bardziej się w to zagłębiam, tym więcej plusów widzę. Gdyby nie choroba, wiele dobrych rzeczy by się nie zadziało. Nie poznałabym rzeczywistości po drugiej stronie szpitalnej szyby, ludzi z którymi się zaprzyjaźniłam i całej gamy emocji, których nie znałam. Może to zabrzmi absurdalnie, ale nawet choroba nowotworowa ma swoje niezaprzeczalne plusy - choć oczywiście jest druga strona medalu - ciemna, ale to też jakieś doświadczenie.
Im bliżej badań kontrolnych (tomograf 26 czerwca), tym więcej refleksji. Coraz mniej się boję - oczywiście, że się boję, ale to już nie jest chaotyczne przerażenie, tylko obawa połączona z jakąś akceptacją, że nawet jeśli będę miała wznowę, to sobie poradzę. Dużo zawdzięczam pani psychoonkolog z Fundacji Unicorn. Kilka spotkań, a moje przerażenie zostało przepuszczone przez filtr racjonalizacji i jest inaczej. Przede mną jeszcze wiele do nauczenia się, jestem na początku drogi do tego, żeby to wszystko ogarnąć emocjami na zdrowo. Widzę cel i to jest najważniejsze :)
Trzymajcie kciuki za dobre wyniki! :)
Badanie jutro (środa), wyniki na początku lipca.
wtorek, 25 czerwca 2013
środa, 12 czerwca 2013
Prosty rachunek
200 000 = 50 x 4000
200 000 zł potrzebuje Marzena Erm na Adcetris, lek, który może sprawić, że będzie zdrowa, raz na zawsze pozbędzie się ziarnicy. Do tego potrzebuje pomocy. Wystarczy, żeby cztery tysiące osób wpłaciło na jej konto po 50 zł. Ja już to zrobiłam, teraz kolej na Ciebie :)
Pewnie dużo słyszeliście o Marzenie - sporo się już dobrego zadziało w sprawie zbiórki na lek. Odsyłam na jej blog - klik. Fanpejdż na Facebooku - klik.
Blog Marzeny przeczytałam kilka razy. Dopadła ją ziarnica wyjątkowo odporna na leczenie. Po każdej chemii wyniki badań pokazywały progres - to słowo chyba jest najbardziej znienawidzone przez pacjentów onkologicznych. Po jednym z przeszczepów Marzena była już na granicy życia i śmierci. I stał się cud - pet pokazał całkowitą remisję. Całkowitą. Jest jeden problem - aby ta remisja była na zawsze, potrzebne jest leczenie Adcetrisem. A to ten lek, o którym już pisałam tutaj.
200 000 zł potrzebuje Marzena Erm na Adcetris, lek, który może sprawić, że będzie zdrowa, raz na zawsze pozbędzie się ziarnicy. Do tego potrzebuje pomocy. Wystarczy, żeby cztery tysiące osób wpłaciło na jej konto po 50 zł. Ja już to zrobiłam, teraz kolej na Ciebie :)
Pewnie dużo słyszeliście o Marzenie - sporo się już dobrego zadziało w sprawie zbiórki na lek. Odsyłam na jej blog - klik. Fanpejdż na Facebooku - klik.
Blog Marzeny przeczytałam kilka razy. Dopadła ją ziarnica wyjątkowo odporna na leczenie. Po każdej chemii wyniki badań pokazywały progres - to słowo chyba jest najbardziej znienawidzone przez pacjentów onkologicznych. Po jednym z przeszczepów Marzena była już na granicy życia i śmierci. I stał się cud - pet pokazał całkowitą remisję. Całkowitą. Jest jeden problem - aby ta remisja była na zawsze, potrzebne jest leczenie Adcetrisem. A to ten lek, o którym już pisałam tutaj.
wtorek, 4 czerwca 2013
To już rok
4 czerwca minionego roku wszystko się
zmieniło. Wtedy wylądowałam w szpitalu z dusznościami i obrzękiem
twarzy. 4 czerwca rano pojechałam zrobić prześwietlenie płuc i
wtedy już się okazało, że coś jest nie tak. Radiolog standardowo
poprosiła, żebym poczekała 5 minut, aby w razie, gdyby zdjęcie
się nie udało, móc je zrobić jeszcze raz. Po 5 minutach wyszła i
zapytała, co jest z moim płucem, a raczej – dlaczego nie mam
płuca. Zrobiłam wielkie oczy i zapytałam, o co chodzi. Ona na to,
że na zdjęciu w miejscu płuca mam wielką plamę. W tym momencie
poczułam globus histericus, czyli wielką gulę w gardle, której do
dzisiaj trudno mi się pozbyć. Tego samego dnia wieczorem spore
duszności i szpital. Dwa dni potem tomograf i informacja o 16-cm
guzie, prawdopodobnie chłoniaku. Tydzień potem biopsja, potem PET i
16 czerwca pierwsza chemia.
Myślałam, że przy okazji rocznicy
będę świętować zwycięstwo nad rakiem*, nie mam jednak nastroju
do świętowania. Za 22 dni mam kontrolny tomograf i z tej okazji
odczuwam niemal wszystkie objawy wznowy. Od tego wsłuchiwania się w
siebie można zwariować, dlatego aby tego uniknąć postanowiłam
poszukać pomocy u psychoonkologa. W przyszłym tygodniu mam
spotkanie, oby to zadziałało, bo w przeciwnym wypadku wykończę i
siebie, i męża, którego pokłady anielskiej cierpliwości też
mają swoje granice.
W niedzielę zmarły dwie osoby. Jedna
z nich chorowała na raka płuc. Diagnoza w styczniu lub lutym,
śmierć 2 czerwca. Od początku bez żadnych nadziei. Drugi
przypadek – Sebastian Piskorowski, autor bloga 1 ze 175. Jego
chłoniak okazał się chemioodporny i po prostu go zabił. Nie mogę
się otrząsnąć. Jedna komórka, która wymknie się naturze i
takie skurwysyństwo. Jest we mnie tyle złości na raka, na to, że
zabija, że jest, że nie daje szansy, że zabiera wszystko. I boje
się jak nigdy dotąd. Jak nie znajdę w sobie pokładów tej energii i optymizmu, które towarzyszyły mi przez całe leczenie, to będzie krucho. Czy ktoś je może gdzieś widział? Jeśli tak, to proszę przekazać, żeby wracały do domu.
----------
* Chłoniak to nie rak, to nowotwór.
Bo nowotwory dzielą się na raki, chłoniaki i mięsaki. Większość
ludzi i tak tego nie rozróżnia, ja też wcześniej nie miałam
pojęcia o takiej nomenklaturze, więc nie widzę problemu, aby
używać synonimicznie w przypadku chłoniaka określenia rak i
nowotwór. Oba brzmią paskudnie i dla mnie laika oznaczają to samo.
Subskrybuj:
Posty (Atom)