Zima, dużo śniegu, mróz, pies, małż i ja, i dużo dużo spacerów na końcu świata, zmęczenie, a potem odpoczynek i ogrzewanie się przy kominku. Takie były moje marzenia na tegoroczną zimę, kiedy chemia kropla po kropli spływały mi do żył z niebieskich worków. I tak też się stało. Jest wyjątkowo mroźna i piękna zima, jest koniec świata, jest pies, małż, jest kominek i są spacery. Wszystko się zgadza, tylko moja kondycja jest nie taka, jak sobie to wyobrażałam. Na początku stycznia przeszłam infekcję, podczas której miałam koszmarny kaszel i duszności, kolejne dwa tygodnie leżałam i nie byłam w stanie zasznurować sobie nawet butów bez zadyszki. Tak więc obecne spacery nie trwają godzinami - np. dzisiaj po 1,5 godzinie wróciłam do domu na czworakach, trzęsącymi się rękami przygotowałam obiad i padłam na 3 godziny ledwie żywa. Rozumiem, że musi minąć trochę czasu, zanim wrócę do formy, jednak w ogóle tego nie akceptuję i nie podoba mi się to.
Zdjęcia z ostatnich dni :)
przepiekne zimowe zdjecia -:)
OdpowiedzUsuńrozumiem,ze ci sie to nie podoba, bo dogonic Irke to ho ho ..
kazdemu w dzisiejszych czasach sie spieszy ! a daj moze troche czasu twojemu organizmowi ! spokojnie ..wyluzuj ..zycie dlugie masz przed soba ..zyj tymi cudownymi chwilami i delektuj sie zdrowiem ..
sama po takim spacerze bym padla , no ale nie mam twoich lat -:)
buziaki i nabieraj sil