poniedziałek, 5 lutego 2018

Never ending story

5 lutego - właśnie dziś miałam mieć badanie PET. Okazało się, że tomograf ze stycznia wykazał jeszcze większe wzmocnienie masy resztkowej niż poprzedni z lipca i dostałam skierowanie na PET. Badanie ma wykluczyć lub potwierdzić wznowę. Hematolog powiedział, że różne zmiany mogą się dziać w takich bliznach, więc niekoniecznie jest to progres choroby. Czekanie na styczniowy tomograf i później na wyniki tak mnie wykończyło psychicznie, że przed PETem nie miałam już siły na zamartwianie się. Najważniejsze było, żeby jak najszybciej mieć to za sobą, dostać wynik i dalej żyć - albo zbierać pieniądze na podróż do Kazachstanu, albo przygotować się psychicznie do wakacji na ul. Kopernika... No ale widać, że ta soap opera nie ma końca, bo zamiast na badaniu PET, wylądowałam u lekarza rodzinnego (który i tak mnie nie przyjął). Paradoksalnie, ale chyba mam dobry układ odpornościowy, bo nie choruję prawie wcale. Wszyscy kichają, kaszlą, smarkają, a ja dzielnie opieram się wirusom i bakteriom. Do wczoraj.

Akurat w dzień przed PETem się rozłożyłam. Zaczynam się zastanawiać, na ile w tym udział miała moja podświadomość, a na ile rzeczone drobnoustroje.

Na PET poczekam kolejny miesiąc. Każdy pomysł, jak nie zbzikować - chętnie przyjmę.